Złota Praga, czyli nie zwlekając z realizacją postanowień noworocznych
W nowym roku postanowiłem udać się nie tylko w ukochane góry, ale także zobaczyć coś z cywilizacji. Na pierwszy wyjazd wybrałem Pragę, która zachwyca swoim pięknem i rozmachem metropolitalnego miasta i gdzie można bez końca zgłębiać historię architektury. W dzisiejszych czasach podróże dalsze i bliższe są łatwe jak nigdy – za niewielkie pieniądze w ciągu sześciu godzin dotarłem z Krakowa do czeskiej stolicy.
Zaraz po wyjściu z pociągu miałem okazję zachwycić się secesyjnym praskim dworcem głównym, a przed dalszym poznawaniem tysiąca lat architektury postanowiłem się posilić. Blisko dworca znalazłem popularny lokal Kantyna. Przy wejściu powitało mnie stanowisko rzeźnika, na którym można było wybrać sobie kawał mięsa, który będzie się dalej konsumowało. Obok pysznych (niestety drogich) steków wołowych do wyboru była także wątróbka, mnie zaciekawiło jednak wspomnienie dawnego smaku i zdecydowałem się na pieczoną kość szpikową. I to był znakomity wybór. Moje podniebienie przypomniało mi, dlaczego niektórzy nazywają szpik masłem bogów. Całość popiłem oczywiście kuflem wybornego czeskiego piwa.
Syty wyruszyłem w kierunku mostu Karola. Po drodze minąłem perłę praskiej secesji – Dom Miejski, obok którego znajduje się późnogotycka Brama Prochowa. To z tego miejsca rozpoczynał się pochód koronacyjny czeskich królów.
Następną atrakcją był Rynek Staromiejski, przy którym znajduje się gotycki kościół Najświętszej Maryi Panny przed Tynem oraz jedna z najsławniejszych wizytówek Pragi – zegar astronomiczny na ścianie Ratusza Staromiejskiego. Średniowieczny Orloj co godzinę rozpoczyna pokaz ruchomych figurek symbolizujących upływ czasu. Klimatu dodawał jarmark świąteczny i przepiękna choinka.
Przechadzając się ciasnymi uliczkami, dotarłem do mostu Karola, należącego do najsłynniejszych atrakcji Pragi. Najstarszy most kamienny na świecie zrobił na mnie wrażenie. Być może przetrwał tak długo dzięki opatrzności świętych, których liczne posągi można podziwiać, spacerując nim ponad falami Wełtawy. Jedyny minus to rzeka… ludzi, nieustannie płynąca nim niemal cały dzień.
Po drodze na Hradczany, tę „królewską” dzielnicę Pragi, warto odwiedzić uznawany za najsłynniejszą świątynię barokową Pragi kościół św. Mikołaja. A same Hradczany to zamek królewski, bazylika św. Jerzego, słynna Złota Uliczka, ogrody królewskie z belwederem, monumentalna katedra św. Wita… Wreszcie, po dniu pełnym wrażeń, poszedłem do wynajętego przez internet pokoju.
Ponieważ lubię poranne wycieczki, następnego dnia wybrałem się na wschód słońca na wzgórze Petřín. Poza pięknymi widokami i pierwszymi promieniami słońca ozłacającymi praski zamek i zegar na katedrze św. Wita przyjemna okazała się także samotność poranka. W drodze na szczyt wzgórza spotkałem tylko kilku biegaczy i spacerowiczów z psami. Miasto zyskało, gdy zniknął z niego uciążliwy i głośny tłum turystów. Krakowowi, choć o każdej porze roku pełny jest przybyszów z całego świata, daleko jeszcze do takich potoków zwiedzających.
Po spokojnym śniadaniu z widokiem na Wełtawę poszedłem się pospacerować po pięknych uliczkach Pragi, oglądając kubistyczny Dom pod Czarną Matką Boską, imponujący neorenesansowy Teatr Narodowy i przykład współczesnej architektury – Tańczący Dom.
Na obiad wybrałem naturalnie tradycyjną kuchnię czeską. Trafiłem do rewelacyjnych piwnic U Rudolfina, gdzie z kufli roznoszonych przez kelnerów wylewa się nadmiar piwa, a Becherovkę na trawienie podaje się w szklankach. A trawić jest co, bo znajdziemy tu bogaty wybór potraw czeskiej kuchni: pyszne pieczone i smażone kiełbasy, utopence, czeskie sery na przystawkę, a na drugie danie znakomite mięsne dania z knedlikami. Po obiedzie chciałem jeszcze zobaczyć klasztor na Strachowie z biblioteką, jednak zrezygnowałem z jej odwiedzenia, widząc stojąca przed wejściem olbrzymią kolejkę. Będę miał powód do odwiedzenia Pragi kolejny raz.
Na zakończenie pobytu wybrałem się na nocny spacer. W ten sposób przekonałem się, że oglądanie Pragi sprawia przyjemność przez całą dobę.
Smartfony podłączone do internetu sprawiają, że komfort podróżowania jest dziś wielki. Mamy dostęp do map, przewodników i rekomendacji. W razie potrzeby możemy sięgnąć po słowniki, które pomogą nam przetłumaczyć najbardziej nawet zawiłe nazwy dań czeskiej kuchni – na przykład „dech mrtve milenky”.
Pozostało mi wiele szlaków i miejsc do odwiedzenia. Następnym razem będę chciał zwiedzić więcej, w tym wspaniałe praskie muzea. Jedno jest pewne – wrócę tu.